Cynamonu było ciut za dużo, nie uważacie? :) Pora więc na herbatkę. A co do niej? Nic innego jak tylko maślane ciasteczka (bez cynamonu). Na te słodkie, mega maślane ciasteczka przepis znalazłam w internecie. Są małe urocze, z cytrusową nutką.
W bodajże poprzednim poście wspominałam, o tym, że muszę w końcu zabrać się za dynię, którą w tym roku przytargałam od babci. Do wykonania obu przepisów potrzebne jest puree z dyni, więc krótko opiszę jak je wykonać. Dynię pokroiłam na mniejsze kawałki, wydrążyłam pestki i nie oddzielając od skóry, włożyłam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni C na około 90 min. (do momentu aż dynia zmięknie). Następnie zmiksowałam blenderem na puree. Puree wyszło sporo. Postanowiłam zrobić babeczki dyniowe i gorącą czekoladę z dynią, a z reszty moja mama zrobiła zupę. Przepisy na dyniowe wypieki znajdziecie poniżej.
Mój słój z łakociami znowu pusty... czas, więc coś upiec. Wybór padł na te ciasteczka nie ze względu na to, że w ich składzie jest cynamon, ale dlatego, iż była tam sól, a ciasteczka miały wyjść takie w stylu czekoladowe digestive. Wyszły nie miękkie i nie kruche, ale coś pomiędzy. Ślicznie popękały z wierzchu, tworząc ładne wzorki. W smaku całkiem dobre, czuć nutkę cynamonu, kakao i niewielką szczyptę soli.
Pochodzę z Poznania, więc pieczenie rogali w dniu 11 listopada to mój "poznański obowiązek". Moja pasja do wypieków zaczęła się tuż przed zeszłorocznymi świętami. Wniosek z tego: rogale formowałam pierwszy raz w życiu! Moja mama nie zajmuje się wypiekami toteż nie miałam szansy wcześniej spróbować. Efekt? Każdy rogal wyszedł inny, mniejszy, większy, ale wszystkie koślawe. Smaku to jednak nie popsuło. Były przepyszne. Tyle nalatałam się w poszukiwaniu białego maku, że gdyby były niesmaczne to nie wiem co bym zrobiła. Ale na szczęście nie muszę się nad tym zastanawiać. W końcu dojdę do wprawy i będę robić rogale idealne, jak ze sklepu...